Good Morning Vietnam! – czyli wiosna w Sajgonie
Good Morning Vietnam! – czyli wiosna w Sajgonie
08.04.2012
Wiosenny trip ekipy Molo Surf do Wietnamu…:)
Od połowy lutego do końca kwietnia ekipa MOLO SURF Kite odwiedziła Mui Ne, jeden z najbardziej popularnych spotów w Południowym Wietnamie. Trafiliśmy na bardzo dobry wiatrowo okres, drugą połowę sezonu letniego, który w na tym spocie trwa od września do końca kwietnia. Nasza ekipa: Kasia Lange, Przemas Wójcik, Łukasz 'Lukips’, Maciek 'Chudy’ oraz Aleks, wzmocniona została grupą naszych klientów i innych polskich instruktorów.
Najważniejsze powody naszego wyboru tego Wietnamskiego spotu to z pewnością: w miarę stały i pewny wiatr, piękna pogoda, tanie i dostępne loty, komfort i niskie ceny życia na miejscu, a dla Kasi, również – super opcja startu w zawodach Pucharu Azji KTA, które odbywały się zaraz po naszym przyjeździe.
Czołowym zawodnikiem ze strony polskiej był niewątpliwie Marek „Junior” Rowiński, w kategorii żeńskiej startowały Kasia Lange i Hela Brochocka.
Zawody poszły bardzo dobrze, choć nie idealnie 😉 …Dobrze, bo Markowi udało się zdobyć 2gie miejsce we Freestyle mężczyzn, Kasia była 3cia w konkurencji Big Air. Marek, po zdecydowanym prowadzeniu we wszystkich hitach eliminacyjnych, przegrał w finale z Samem Medysky’m (CAN), dziewczynom niestety nie udało się dojść do podium we freestyle. Przegraną Marka przyjąłem ze zdziwieniem po obserwacji jego heatów eliminacyjnych. Marek dosłownie rozkładał przeciwników, lądując czysto w niesamowitym chopie po kilkanaście czystych handlepassów w heacie, w tym tych najtrudniejszych – podwójnych. Niestety, najlepszym też się zdarza przegrywać 😉 Tym bardziej że Sam również prezentował wysoki poziom wszystkich wykonywanych trików, wszystkie heaty pływając w butach wake, co w takich warunkach zwykle jest cięższym wyborem niż strapy.
Dla Kasi był to pierwszy taki start w zawodach rangi międzynarodowej, konkurencja u dziewczyn była zadziwiająco duża, choć poziom dość wyrównany – stąd być może dość kontrowersyjne decyzje sędziów. Nie wszystko przychodzi tak łatwo jak by się chciało, jednak Marek zwyciężył zasłużenie w Tajlandii, a Kasia będzie miała swoją szansę w najbliższych zawodach Pucharu Polski trenując wcześniej z nami w Somie.
Zawody konkurencji Oldschool wygrał Toby Brauer, jak zwykle podnosząc poziom adrenaliny wielbicielom niemieckiego freestyle ;).
Pływaliśmy więc, szkoliliśmy, delektowaliśmy się pysznym wietnamskim jedzeniem, jednym słowem – było nam prawie jak w raju 😉 Wietnam jest wciąż zadziwiająco tani, a Mui Ne, pomimo że jest miejscowością turystyczną, nie jest wyjątkiem. Przyjeżdżając na dłuższy okres można wynająć dom miesięcznie od 250-300 USD, zazwyczaj plus opłaty. Za taksówki w miasteczku płaci się maksymalnie 1 USD, pyszny obiad w dobrej, „drogiej” restauracji można zjeść za ok 10 USD, w tańszej przyzwoite danie to 1,5 USD. Większość „stałych bywalców”, głównie instruktorów w Mui Ne posiada swoje skutery, które są w Wietnamie bardzo powszechnym środkiem lokomocji – są dosłownie wszędzie. My również zdecydowaliśmy się na kupno naszego, tym bardziej po jego sprzedaniu na koniec pobytu, okazało się to dużo korzystniejsze niż wypożyczanie ( zazwyczaj 5 USD na dzień ).
W miasteczku funkcjonuje wiele szkół, jest między innymi i polska – Surf Point Vietnam, a prowadzi ją Adam Borys „Borian” (polecamy!). My współpracowaliśmy z angielsko-holenderskim centrum Sea2Sky i również byliśmy bardzo zadowoleni ze współpracy. Ceny w szkółkach, pozostają jednak, jak na całym świecie dość zbliżone, a nawet ciut wyższe niż standard „europejski”.
Mui Ne, oprócz wiatru, słońca, dobrego jedzenia jest również bardzo fajnym miejscem imprezowym. Funkcjonują tu cztery większe kluby/dyskoteki. Jest więc Pogo, ze swoim rapowo-dubstepowym klimatem, potem zwykle życie nocne przenosi się do DJ Station lub Fun-Key, a kończy o świcie w rosyjskim Barewitsh’u 😉 Na szczęście wiatr bardzo sprzyja amatorom zabawy – wiatr zazwyczaj pojawia się tam dopiero w okolicach 10tej rano, a najlepszym rozwiązaniem na pływanie są 2 sesje – od 12stej do 13stej oraz od 15stej do zachodu słońca, o tej późniejszej porze zazwyczaj jest też najmocniejszy i najrówniejszy wiatr. Jest bardzo przewidywalny, niestety im bliżej końca sezonu, tym jest go zauważalnie mniej. Najlepszy okres do wyjazdu to styczeń – luty, czyli akurat po sezonie w Brazylii.
Główny spot jest zatoką, z głęboką wodą zaczynającą się bezpośrednio przy brzegu. Początkującym zaleca się wychodzenie przez przybój przy pomocy bodydragów na wiatr. Zaraz za przybojem zaczyna się strefa otwartego morza, niestety w pobliżu brzegu często zastawiane są sieci rybackie ( długie, obciążone liny unoszące się na wodzie ), co utrudnia pływanie. Generalnie im bardziej na zawietrzną – tym więcej miejsca. Poza sieciami nie ma na głębokiej wodzie większych niebezpieczeństw. Uważać należy w strefie przybrzeżnej, gdyż zwłaszcza przy przypływie daje się zaobserwować bardzo silny przybój który często jest przyczyną zniszczenia sprzętu ( „mielenie”;))
Drugi spot, to Malibu, położone na nawietrznej od Mui Ne. Rozległa zatoka z wiatrem on shore i całkiem przyjemnymi falami jest dobrą alternatywą dla Mui Ne, niestety trzeba się tam przejechać taksówką lub motorkiem ( ok 10 km.). Uwaga dla estetyków i miłośników natury – plaża jest bardzo zaśmiecona.
Najbliższą okolicą z względnie płaską wodą jest miejsce w pobliżu Phan Tiet, konkretnie Phu Hai ( wiem, że śmiesznie brzmi ). Niestety, znów jest to opcja typu downwind – dojazd.
Niestety, jak uczy doświadczenie, każdy raj ma też swoje minusy ;). Mui Ne niewątpliwie jest trudnym spotem. Głęboka woda, duży chop i bardzo silny przybój powodują mały zamęt wśród początkujących, kursanci szkoleni są na głębokiej wodzie, przypięci do instruktora, pokonując wcześniej falę przyboju wysokości 1,5-2m. Nauki nie ułatwia kierunek wiatru, side, z przewagą on-shore, dzięki któremu w wietrzny dzień na palmach Mui Ne często „ląduje” niejeden kajt 😉 Jeśli chodzi o freestyle, spot ten jest dobrym miejscem raczej na szlifowanie „swoich” trików w chopie niż na naukę, jest jednak bardzo wiele osób które na pewno będą zadowolone z tego typu warunków. Na pewno jest to niezły sprawdzian kajtowej „samodzielności”.
Uważać należy również na naciągaczy i drobnych złodziejaszków. Pomimo że Wietnamczycy w większości są bardzo mili i przyjacielscy, zdarzyło nam się kilka niemiłych incydentów ( co jest jednak niezłym dowodem naszej nieostrożności w porównaniu z całościowo ponad rocznym bezproblemowym pobytem w „niebezpiecznej” Brazylii;)). Na szczęście nic strasznego się nie stało, a znów na plus tego miejsca należy zaliczyć brak poważnej przestępczości i łatwość komunikowania się po angielsku z „lokalesami”.
Gdy nie wieje, lub po prostu chcemy odpocząć od kajta, okolica oferuje wiele atrakcji. Za najlepsze uznaliśmy świetne miejscówki longboardowe ( naprawdę szeroka, piękna nadmorska droga , na dodatek praktycznie nieuczęszczana(!)) jak również surfing na Malibu. Na pewno warto jednak wybrać się na przejażdżkę na pobliskie wydmy, do posągu „leżącego Buddy” i samego „centrum” Mui Ne, które jest dużą miejscowością rybacką. Udało nam się też wybrać do aquaparku i spędzić kilka dni w Sajgonie, który jest po prostu sajgonem i zasługuje na osobną historię ;).
Podsumowując, Mui Ne niewątpliwie jest ciekawym i wartym odwiedzenia i zobaczenia miejscem. Jest również doskonałe do tego, żeby się w nim zatrzymać i spędzić dłuższy czas. Nie wiem czy wrócimy tam za rok, być może po mojej udanej rehabilitacji będziemy chcieli pojechać na spot z lepszymi warunkami do progresu, ale na pewno będziemy chcieli kiedyś tam jeszcze wylądować 😉
Zdjęcia z galerii poniżej są zrobione przez Maćka Leczkowskiego „Chudego”, więcej możecie zobaczyć na naszym profilu na Facebook’u…
Zapoznajcie się również z nasza ofertą wyjazdową!
Tymczasem pozdrawiamy świątecznie i zapraszamy do naszej bazy już wkrótce!
Przemas